poniedziałek, 2 sierpnia 2010

MacBooki też smyrałem, multi-touch im czyniłem...

Odkleiwszy naklejkę z modelem karty grafiki dowiedziałem się wreszcie, jaki był oryginalny kolor plastikowych elementów mojego laptopa. Dawno zapomniany, wyprany hektolitrami potu z nerwowo stukających w klawisze dłoni, ze zgrubiałej skóry na nadgarstkach, która boli, gdy rozciąga się w położeniu innym niż dotychczas. Wszystkie te drobne sprawy – wytarte 'a', połyskująca nieco tłustym blaskiem spacja – sprawiają, że bardziej odczuwa się upływający, wysypujący się jak piach spomiędzy palców czas. I nie chodzi tylko o to, by napisać – przelać na elektroniczny papier wszystko to, co pomyśli głowa. Chodzi o coś więcej, o kontakt z maszyną, z jej reakcjami. Chodzi o wybaczanie jej drobnych uchybień, wybaczanie tego, że nie zawsze wygląda tak, jak bym chciał, aby wyglądała. To przecież tylko maszyna. A może coś więcej?
To coś innego się liczy, coś spod tych ruszających się trybików zegara na ścianie, spomiędzy tych drgań powietrza pod wpływem impulsu energii ze słuchawkowego wyjścia. My, niewolnicy postępu nie uznajemy niedziel, nie chodzimy do świątyń czegoś, co ma bagatela dwa tysiące lat a wywodzi się spomiędzy spalonych gorącym słońcem palm i piramid. Nie istnieje bóstwo solarne – już nie. Teraz bóstwem jest nadgryzione jabłko – świecące na wielu gadżetach. Tak przynajmniej stwierdzają naukowcy z Texas A&M University.
Magazyn Fortune ogłosił Apple najbardziej popularną firmą świata w 2008, 2009 i 2010 roku – trudno się dziwić.
I nie żebym produktów Apple nie widział – ach, ta radość na mojej twarzy, gdy jeszcze jakieś 5 lat temu dane mi było posmyrać przyjemnie matowe kontrolery pierwszego iPoda – pierwszego i jedynego w mieście. Nie żeby mojego, bez przesady. MacBooki też smyrałem, multi-touch im czyniłem i ciepłymi od upału dłońmi dotykałem lodowate aluminium i szkło. I muszę powiedzieć, że o ile w życiu cenię sobie funkcjonalność – tak design tych małych cudeniek z nadgryzionym jabłkiem przyprawia mnie o dreszcz. Przez duże D. I niech się zabijają w chińskich fabrykach podzespołów, niech fanboye wyprowadzają swoje iGadżety na spacer do Starbucksa (niedługo w Krakowie) gdy w oddali słychać chichot wapniaków z IBM. Tak, napisałem to i chcę darmowego iPada. A gdyby mnie było na niego stać to, do diaska, WEZMĘ DWA! Multitasking musi być!

(*obrazek znaleziony na: http://blog.chaotic.co.uk/2007/09/laser-etched-macbook-pro.html)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz